Moc silnika: 55 kW. Seria modelu: Geotrac. Długośc transportowa: 4.1 m. Wysokość transportowa: 2.45 m. Części zamienne. Ciągnik rolniczy New Holland TL90 z napędem obu osi. Sprawdź dane i parametry techniczne dla traktorów New Holland TL90 4x4 (2018 - 2023) na LECTURA Specs.
- system kategoryzacji obligatoryjny, wymogi regionalne - droga do otrzymanie certyfikatu gosp. agroturystycznego długa, wymaga wielu zezwoleń - określona wielkość gospodarstwa min. 5 ha, maksymalna ilość łóżek w gospodarstwie 10 - oznakowanie słonecznikami 1 – 5 Kategoryzacja obowiązkowa
Tłumaczenia w kontekście hasła "w kategoryzacji" z polskiego na niemiecki od Reverso Context: Światowa Organizacja Zdrowia Zwierząt (OIE) odgrywa czołową rolę w kategoryzacji państw lub regionów zgodnie z ryzykiem wystąpienia BSE.
Historia kategoryzacji w hotelarstwie polskim sięga okresu międzywojennego (1918-1939). Nie istniały wówczas formalne określenia dotyczące podziału obiektów świadczących usługi hotelowe, regulacje prawne odnosiły się bardziej do wymagań sanitarnych hoteli, pensjonatów i pokoi gościnnych. Przykładem namiastki kategoryzacji z tamtych czasów był podział obiektów hotelowych na
The schooling system varies throughout Germany because each state ( Land) decides its own educational policies. Most children, however, first attend Grundschule (primary or elementary school) for 4 years from the age of 6 to 10 years or six years in Brandenburg (since 1991) and Berlin from the age of 6 to 12 years.
Tłumaczenia w kontekście hasła "kategoryzacji danych" z polskiego na niemiecki od Reverso Context: Dane obliczane automatycznie przez system SFC2014 na podstawie kategoryzacji danych.
A7bndZ. Samochody używane królują w Polsce. W 2019 r. na lawetach wjechało ich ponad 1 mln – wynika z raportu Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego. Najwięcej aut pochodzi z Niemiec. W minionym roku było to prawie 583 tys. pojazdów, czyli niemal 60 proc. importu. Druga z wynikiem 98 tys. szt. jest Francja, trzecia Belgia – 70 tys. egz. Za 97 proc. przywozu odpowiadają osoby prywatne. W tej rzece z cudem graniczy wyłowienie czterech kółek o nienagannej przeszłości. Analitycy rynku bez ogródek mówią, że na każde 10 ofert nawet 8-9 to auta po kolizji, a większość ma korygowane liczniki. Weryfikacja rzeczywistego przebiegu czy historii napraw samochodu w większości jest wręcz niemożliwa. Czy zawsze już tak będzie? Niemiec płakał, jak sprzedawał? Sprawdzisz, czy ze smutku, czy z radości Ministerstwo Cyfryzacji poinformowało właśnie, że internetowa usługa Historia Pojazdu zawiera już informacje dotyczące samochodów sprowadzanych z Niemiec. Poza danymi zza Odry do bazy trafią też dodatkowe informacje o autach z Francji, Słowenii, Litwy, Łotwy i Estonii. – Dzięki usłudze Historia Pojazdu możemy sprawdzić czy auto nie było kradzione, złomowane, czy nie ma przekręconego licznika. Aby to zrobić potrzebujemy jedynie numeru rejestracyjnego, numeru VIN, datę pierwszej rejestracji i profilu zaufanego – wyjaśnił Marek Zagórski, szef resortu cyfryzacji. Jak to możliwe? Ministerstwo twierdzi, że rozszerzyło liczbę firm, z którymi współpracuje. – W zakresie danych zagranicznych do tej pory opieraliśmy się wyłącznie na informacjach dostarczanych przez firmę CARFAX. Od teraz do tego grona dołącza także firma AutoDNA – wskazał resort. W efekcie osoby zainteresowane kupnem używanego samochodu, motocykla czy innego pojazdu pochodzące zza granicy zyskały dostęp do danych na temat: ogłoszenia akcji serwisowych producenta (usługa zawiera informację o odnotowanych akcjach serwisowych/naprawczych ogłoszonych przez producentów pojazdów), niedopuszczenia pojazdu do ruchu (usługa zawiera informację o uprawnieniach do uczestnictwa w ruchu drogowym), zgodności numeru VIN ze standardem ISO (usługa zawiera informację o zgodności cyfry kontrolnej numeru VIN ze standardem ISO-3779). – Samochody z krajów, z których dane będziemy dostarczać, stanowią w sumie ok. 80 proc. importu używanych pojazdów. To zasadnicza zmiana – powiedział Zagórski. Do tej pory przez internet "prześwietlać" można było auta sprowadzane do Polski z wielu krajów Europy, Stanów Zjednoczonych i Kanady. Usługa nie obejmowała jednak Niemiec, z których jak wspomnieliśmy na początku pochodzi lwia część sprowadzanych samochodów. NOWA e-usługa dostępna jest na Aby prześwietlić auto potrzebujemy jego numeru rejestracyjnego, numeru VIN, daty pierwszej rejestracji. W przypadku samochodów z zagranicy niezbędny jest też Profil Zaufany. – Szczególnie dla osób, które kupują używany samochód bardzo istotna jest faktyczna historia pojazdu. Nikt nie chce kupować przysłowiowego kota w worku – powiedziała Joanna Susło, reprezentująca operatora systemu Yanosik. – Dzięki informacjom takim jak zweryfikowany numer VIN, rzeczywisty przebieg samochodu zgodny z danymi z Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców, zmiany właścicieli czy wyniki badań przeglądów technicznych dają kierowcy pełen obraz o samochodzie. Dlatego w Yanosik Autoplac ogłoszenia sprzedaży auta zawierają tego typu precyzyjne dane, by kupujący nie miał żadnych wątpliwości o stanie nabywanego pojazdu – wyjaśniła. Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL Kup licencję
Niemiec płakał jak sprzedawał – wreszcie możecie sprawdzić, czy ze smutku, czy z radości. W naszej usłudze Historia Pojazdu pojawiły się właśnie auta zza zachodniej granicy… i nie tylko. Jeśli ktokolwiek z Was nie słyszał jeszcze o tej usłudze to… dziwne. W 2019 roku Polacy skorzystali z niej… 129 859 339 razy! A przez pierwsze trzy miesiące tego roku niemal 40 milionów razy. Sami widzicie, że jest popularna. Marzę, więc sprawdzam A o co w niej chodzi? Załóżmy, że chcecie kupić auto. Wymarzony model właśnie znaleźliście za granicą. Opis sprzedawcy wydaje się być perfekcyjny, ale intuicja podpowiada Wam: sprawdź. Jak to zrobić, kiedy jesteście w domu, a wymarzony samochód kilkaset lub kilka tysięcy kilometrów dalej? I tu pojawiamy się my z usługą Historia Pojazdu! - Dzięki niej możemy sprawdzić czy auto nie było kradzione, złomowane, czy nie ma przekręconego licznika. Aby to zrobić potrzebujemy jedynie numeru rejestracyjnego, numeru VIN, datę pierwszej rejestracji i profilu zaufanego – tłumaczy minister cyfryzacji Marek Zagórski. Do dziś mogliście w ten sposób prześwietlać auta sprowadzane do Polski z wielu krajów Europy, Stanów Zjednoczonych i Kanady. Na tej liście brakowało jednak kraju, z którego pochodzi zdecydowana większość aut przyjeżdżających nad Wisłę - Niemiec. Dzisiaj już są. Jak to się stało? Rozszerzyliśmy liczbę firm, z którymi współpracujemy. W zakresie danych zagranicznych do tej pory opieraliśmy się wyłącznie na informacjach dostarczanych przez firmę CARFAX. Od teraz do tego grona dołącza także firma AutoDNA. Dzięki tej kooperacji udostępniane dane rozszerzamy także o: ogłoszenia akcji serwisowych producenta (usługa zawiera informację o odnotowanych akcjach serwisowych / naprawczych ogłoszonych przez producentów pojazdów), niedopuszczenia pojazdu do ruchu (usługa zawiera informację o uprawnieniach do uczestnictwa w ruchu drogowym), zgodności numeru VIN ze standardem ISO (usługa zawiera informację o zgodności cyfry kontrolnej numeru VIN ze standardem ISO-3779). Nie tylko Niemcy - W ten sposób samochody z krajów, z których dane będziemy dostarczać, stanowią w sumie ok. 80% importu używanych pojazdów – mówi minister cyfryzacji Marek Zagórski. - To zasadnicza zmiana dla Polaków zainteresowanych nabyciem używanego samochodu, motocyklu lub innego pojazdu pochodzącego zza granicy – dodaje szef MC. Dotychczas trafiały do nas dane z kilkunastu krajów. Teraz będziemy udostępniać dodatkowe zakresy informacji o pojazdach z tych krajów oraz informacje z nowych państw. Poza Niemcami do naszej bazy trafią także dodatkowe informacje o autach z Francji, Słowenii, Litwy, Łotwy i Estonii. WAŻNE! Korzystanie z naszej e-usługi jest bezpłatne, co oznacza, że nie zapłacicie za uzyskanie informacji o pojeździe. Tyle teorii, a jak korzystanie z naszej e-usługi wygląda w praktyce? Po pierwsze – trzeba wejść na stronę WAŻNE! Podstawową usługą, którą tam oferujemy jest możliwość sprawdzenia auta zarejestrowanego w Polsce. Aby to zrobić potrzebujecie numeru rejestracyjnego, numeru VIN, datę pierwszej rejestracji. Profil zaufany jest potrzebny, kiedy chcecie sprawdzić auto z zagranicy. Będąc na stronie wpisujecie wspominane dane. Jeśli auto jest niezarejestrowane w Polsce, system poprosi Was o zalogowanie się profilem zaufanym. Kilka chwil i gotowe. Wszystkie interesujące Was dane znajdziecie w zakładce „Dane zagraniczne”. Bezpiecznej jazdy! Jeśli nie macie jeszcze profilu zaufanego, a właśnie sobie uświadomiliście, że warto go mieć – obejrzyjcie nasz instruktaż. Krok po kroku tłumaczymy w nim jak stać się właścicielem PZ.
Formalności, 09 sierpnia 2017 Praca w Niemczech wymaga niekiedy od nas posiadania samochodu. Jeśli decydujemy się na zakup i rejestrację auta na terenie Niemiec, musimy poznać procedury, które odrobinę różnią się od polskich. Poniżej znajdziesz instrukcję krok po kroku, jak przebiega rejestracja samochodu w Niemczech. Rejestracja samochodu w Niemczech – lista potrzebnych dokumentów Zulassungsbescheinigung Teil 1 oraz Teil 2 (dawniej Fahrzeugbrief oraz Fahrzeugschein) – czyli świadectwo rejestracji część 1 oraz część 2. Otrzymuje się je od sprzedającego. Numer ubezpieczenia, z niemieckiego eVB-Nummer Dowód osobisty lub paszport Potwierdzenie meldunku Zaświadczenie z TÜV (Technischer Überwachungs-Verein) o przejściu kontroli technicznej Stare tablice rejestracyjne w przypadku pojazdów używanych (jeśli poprzedni właściciel nie wyrejestrował jeszcze pojazdu) Zaświadczenie o pozytywnym wyniku badania emisji spalin – Abgasuntersuchung (w skrócie AU) Ubezpieczenie samochodu w Niemczech Pierwszym krokiem po dokonaniu formalności z kupnem nowego samochodu na terenie Niemiec jest jego ubezpieczenie. Wymagane jest ubezpieczenie OC (Kfz-Haftpflichtversicherung). W pierwszych latach, zwłaszcza jeśli auto jest na kredyt, warto dopłacić i wybrać pełny pakiet AC (Vollkaskoversicherung). Wybieramy towarzystwo ubezpieczeniowe, a następnie decydujemy o pakiecie. Zakupu dokonać można przez internet, telefonicznie lub osobiście. Następnie należy zadzwonić do towarzystwa ubezpieczeniowego, by otrzymać eVB-Nummer (składa się z 7 cyfr i liter). Wystarczy mieć go zapisanego na kartce i podać przy rejestracji. Przyspiesza to cały proces, gdyż nie musimy czekać, aż ubezpieczalnia dośle pocztą komplet dokumentów. Numer przyznawany jest zwykle w ciągu 24 godzin od zakupu ubezpieczenia. Rejestracja samochodu w Niemczech – do jakiego urzędu się udać? W Niemczech za rejestrację pojazdu odpowiada Urząd ds. dopuszczania pojazdów mechanicznych do ruchu drogowego (Kfz-Zulassungsstelle). Wraz ze wszystkimi potrzebnymi dokumentami należy pójść do urzędu właściwego dla miejsca zamieszkania. Tutaj możesz sprawdzić, gdzie znajduje się jednostka, do której musisz się udać: W urzędzie procedura wygląda podobnie jak w Polsce. Wystarczy pobrać numerek i czekać na swoją kolej. Rejestracja samochodu – procedura w urzędzie Urzędnik sprawdza przyniesione dokumenty. Jeśli niczego nie zapomnieliśmy i wszystkie druki są w porządku, urzędnik wyda dodatkową kartę pojazdu oraz kartę do automatu, w którym należy uiścić opłatę rejestracyjną. Jak uzyskać niemieckie tablice rejestracyjne? Z dodatkową kartą pojazdu, otrzymaną w Kfz-Zulassungsstelle, należy iść do firmy oferującej tworzenie tablic rejestracyjnych. Zwykle mieszczą się one blisko urzędu komunikacyjnego. Tablice wykonywane są za opłatą na miejscu. Opłata rejestracyjna w Niemczech Opłatę rejestracyjną należy uiścić w specjalnych automatach ustawionych w urzędach. Wystarczy umieścić w nich otrzymaną wcześniej od urzędnika kartę i zapłacić żądaną kwotę. Jej orientacyjna wysokość to 30-40 Euro. Odbiór dowodu osobistego i karty pojazdu Po wniesieniu opłaty rejestracyjnej automat wyda nam odpowiednie pokwitowanie. Wystarczy przedłożyć je i odebrać dowód rejestracyjny wraz z kartą pojazdu. Samochód jest gotowy do drogi! Zobacz nasze oferty pracy Ile kosztuje rejestracja samochodu w Niemczech? Poniżej znajdziesz orientacyjne kwoty opłat rejestracyjnych. Mogą różnić się od siebie w zależności od gminy oraz roku, w którym rejestrujesz auto. Rejestracja nowego pojazdu – 25 euro Przepisanie w ramach jednego rejonu – 20 euro Przepisanie z innego rejonu – 30 euro Tablica rejestracyjna z wybranym numerem – dodatkowo 15 euro Tablica rejestracyjna z zarezerwowaniem własnego numeru – 25 Wyrejestrowanie w obrębie rejonu – 5 euro Wyrejestrowanie spoza rejonu – 10 euro Rejestracja na nowo bez zmiany właściciela – 10 euro Zmiana nazwiska/adresu -10 euro Tablica rejestracyjna sezonowe – 30 euro Tablice na samochód zabytkowy – 40 euro Tymczasowa tablica rejestracyjna – 10 euro Tablica rejestracyjna na wywóz pojazdu – 50 euro Zmiana numeru tablicy rejestracyjnej – 30 euro Zmiany techniczne – 10 euro Przegląd (TÜV) – 100 euro Jak wyrejestrować samochód w Niemczech? Wyrejestrowanie samochodu w Niemczech odbywa się również w Kfz-Zulassungsstelle. Musisz zabrać ze sobą odpowiednie dokumenty: Zulassungsbescheinigung Teil 1 i Teil 2 Tablice rejestracyjne pojazdu, który ma zostać wyrejestrowany Dowód tożsamości Procedura wygląda podobnie jak przy rejestracji. Jednak na jej zakończenie tablice oznaczane są jako nieważne oraz właściciel otrzymuje stosowny wpis w dokumentach auta. W tym przypadku również wymagane jest wpłacenie odpowiedniej kwoty. Na koniec właściciel otrzyma potwierdzenie wyrejestrowania pojazdu. Najnowsze oferty pracy w Niemczech znajdziesz tutaj.
Polacy coraz chętniej jeżdżą po samochody do zachodnich sąsiadów. Licząc od stycznia do lipca 2016 r. sprowadziliśmy ich aż 534 tys., czyli aż 64 tys. więcej niż przed rokiem. Zachęcają nas do tego ceny i coraz lepiej znane procedury sprzedaży i rejestracji w je przypomnieć i zebrać potrzebne informacje o kosztach, dokumentach i najważniejszych formalnościach. Zarejestrowanie auta z Niemiec – krok po krokuNiezależnie od tego czy kupujemy samochód w kraju czy za granicą, zanim zaczniemy się cieszyć jazdą, musimy go zarejestrować w wydziale komunikacji właściwym dla miejsca zameldowania. Na szczęście w obecnych czasach sprawy urzędowe załatwia się sprawnie, a urzędy często informują o postępach sprawy mailowo lub sms-em. By załatwić wszystko szybko, należy zająć się formalnościami zaraz po przyjeździe z zakupionym pojazdem do kraju. Czekać będą bowiem następujące obowiązki: - opłata podatku akcyzowego w Urzędzie Celnym - przegląd techniczny (jeśli auto nie posiada aktualnych badań technicznych) - rejestracja auta w wydziale komunikacji, w zależności od miejsca zamieszkania może być to: - urząd starostwa powiatowego - urząd miasta (dla miast na prawach powiatu) - urząd dzielnicy (w przypadku Warszawy) - wykupienie obowiązkowego OC u ubezpieczyciela Opłata podatku akcyzowegoW pierwszej kolejności należy udać się do Urzędu Celnego lub złożyć wniosek on-line, by opłacić akcyzę. Stawka podatku wynosi aktualnie: - 3,1% wartości pojazdu w przypadku silnika o pojemności do 2000 ccm - 18,6% wartości w przypadku większych pojemności Na opłacanie podatku mamy 30 dni. Biorąc pod uwagę, że stawka liczona jest od wartości samochodu, którą potwierdza dokument sprzedaży, istnieje pokusa, by ją zaniżyć. Nie ma to jednak sensu, bo urzędnicy są wyczuleni na takie praktyki i jeśli pojawią się jakiekolwiek podejrzenia, mogą wycenić pojazd na podstawie niezależnej oceny, która mocno uderzy po kieszeni. Obecne stawki wkrótce mają się jednak zmienić i być zależne od 4 kategorii wiekowych i 8 kategorii pojemności. W sumie ma być ich aż 32, a ich wprowadzenie zapowiadano na początek Warto, więc pospieszyć się z zakupem auta, by zdążyć jeszcze przed zmianami. Jakie dokumenty potrzebne do rejestracji samochodu z Niemiec?Po opłaceniu podatku akcyzowego i zrobieniu przeglądu technicznego (jeśli samochód nie ma aktualnego TUV), można rozpocząć procedurę rejestracji. Nie jest ona skomplikowana i nie odbiega znacznie od tej, która obowiązuje samochody krajowe. Warto jednak pamiętać, że na rejestrację mamy określony czas w zależności od tego na jakich tablicach tymczasowych zostało przywiezione auto (5-30 dni). By zostało ono zarejestrowane należy wypełnić wniosek i złożyć go wydziale komunikacji odpowiednim dla miejscu zameldowania. Dokument można pobrać on-line ze strony wydziału komunikacji i wypełnić go wcześniej w domu. Wniosek możesz też wysłać pocztą lub mailem, jeśli jest taka możliwość. Sprawdzić można to na stronie urzędu. Razem z wnioskiem (jeśli nie został wcześniej wysłany) trzeba dostarczyć komplet oryginalnych dokumentów, potwierdzających sprzedaż oraz ich tłumaczenie w języku polskim sporządzone przez tłumacza przysięgłego. Są to kolejno: - Dowód zakupu pojazdu (polsko niemiecka umowa kupna-sprzedaży lub faktura) - Dowód rejestracyjny - Potwierdzenie opłaty podatku akcyzowego - Tablice rejestracyjne (tymczasowe, na których auto przyjechało do Polski) - Zaświadczenie o aktualnym badaniu technicznym - Dokument tożsamości właściciela - Potwierdzenie wniesienia opłat Koszt rejestracji auta z NiemiecNajpierw urząd wyda tymczasowy dowód rejestracyjny, a na ten właściwy trzeba poczekać ok 30 dni. Urzędnik przyjmie wniosek i dokumenty dopiero, wtedy gdy zostaną uregulowane wszystkie opłaty. Można wnieść je bezpośrednio w kasie urzędu lub zrobić przelew na wskazane przez urząd konto. Do opłacenia będą: - Tablice rejestracyjne – 80 zł (1000 zł za tablice indywidualne) - Dowód rejestracyjny – 54 zł - Pozwolenie czasowe – 13,50 zł - Opłatę ewidencyjną – 2 zł - Kartę pojazdu – 75 zł - Naklejkę kontrolną – 18,50 zł - Naklejkę legalizacyjną – 12,50 zł Ważne - opłata recyklingowaKoszty łącznie wyniosą ok 250 zł. Chyba, że rejestrujemy pojazd sprowadzony przed 1 stycznia 2016 r. W takim wypadku przed rozpoczęciem formalności w urzędzie trzeba jeszcze wnieść opłatę recyklingową w wysokości 500 zł na konto Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Zgodnie z prawem w dniu rejestracji trzeba też niezwłocznie wykupić obowiązkową polisę OC. Aby usprawnić procedury rejestracji samochodu z Niemiec, warto wcześniej wydrukować druki w domu. Niezbędny będzie też czas i uzbrojenie się w cierpliwość. [1]
Połowa października, poniedziałkowy wieczór. Jesteśmy na lekko zapomnianej przez świat stacji paliw pod Krakowem. Mija druga godzina oczekiwania, więc zaczynamy się powoli niecierpliwić. Owszem, punktualnie o umówionej porze (czyli kilka minut po godz. 21) zadzwonił telefon. Wjeżdżamy już do Krakowa, niedługo będziemy – uspokaja głos, jak się później okazało, należący do przewodnika naszej pan – nazwijmy go Romkiem – wraz ze swoim partnerem w interesach – niech będzie to Marek – co tydzień organizują wyjazdy do Niemiec i pomagają swym klientom sprowadzić auto. Tak przynajmniej wynika z opisu „aukcji” pana Romka zamieszczonej na A więc czekamy i pokrzepiamy się myślą, że chyba jednak warto jeszcze kilka minut wytrzymać, bo internauci oceniający firmę pana Romana są wręcz zachwyceni poziomem świadczonych usług. W komentarzach czytamy że wyjazd był udany, samochód, który kupiłem, spełnia moje oczekiwania i jestem bardzo zadowolony z pomocy, jakiej udzielił mi Pan Roman. Pełen profesjonalizm! Szczerze polecam! Na razie z tego profesjonalizmu zrobiło się spore opóźnienie, ale w końcu są. Oto na stację podjeżdża czerwony VW T4 Caravelle, wyposażony w... biksenony. Nieźle. Foto: ACZ / Auto Świat Wycieczka po auto do Niemiec. Ładnie? Potrzebujemy pomocy, wybieramy firmę Pomysł na wyjazd zrodził się w naszych głowach kilka tygodni temu. Pewna osoba zapytała nas niezobowiązująco, jakie rodzinne auto w cenie do 20 000 zł powinna wybrać. I że może warto w związku z tym sprawdzić, co słychać u naszych zachodnich sąsiadów. Cóż, tak się składa, że kilka miesięcy temu odwiedziliśmy niemieckie place, komisy oraz giełdy i przekonaliśmy się na własne oczy, że za Odrą okazji zbyt wiele już nie ma, ale przy odrobinie szczęścia nadal da się coś ciekawego upolować. Tym razem nie pojedziemy sami, lecz zwrócimy się po pomoc do profesjonalistów. Możemy wyłożyć 4000 euro, a jak się trafi superokazja, to nawet i 5000. Celujemy w kombi klasy średniej: Audi A4 B6 (najchętniej quattro), BMW E46 lub VW Passata B5. Wybraliśmy kilka firm i zaczęliśmy dzwonić. Np. Mirek z Zielonej Góry nie korzysta z usług zaprzyjaźnionych („konkretnych”) komisów i nie ma umów z niemieckimi (czyt. „tureckimi”) komisami. Nie jeździmy w konkretne miejsca. Tak to można na grzyby jeździć, jak ktoś dobrym grzybiarzem jest. Z kolei przedsiębiorstwo z Augustowa nie chciało się zgodzić na wyjazd 2 osób (jedziemy we dwóch, bo co dwie pary oczu to nie jedna, poza tym mamy przy sobie gotówkę): to nie jest wycieczka, żeby brać z sobą dziewczynę. Uspokajam, że bez dziewczyny dwa dni wytrzymam, ale chcę wziąć kolegę, bo interesuje się takimi wyjazdami i jak mu się spodoba, chętnie sam się wybierze. To zainteresowanie będzie go kosztować 300 zł – próbuje zniechęcić mnie rozmówca – i proszę pamiętać o prowizji. Dzwonimy dalej i prawie dogadujemy się z firmą z Podkarpacia, jednak w ostatniej chwili wychodzi na jaw, że wyjazd ma zahaczyć o Berlin (a tam byliśmy niedawno). Wycofujemy się i tak trafiamy na pana Romka, który uspokaja nas, że broń Boże do Berlina nie jedzie, bo tam sami Polacy. Foto: ACZ / Auto Świat Same perełki... Jadą dwie osoby, ale płacimy jak za jedną Z przyjemnością odpalamy ogłoszenie pana Romka, w którym czytamy że (pisownia oryginalna) „moja pomoc (...) obejmuje: tłumaczenie (biegła znajomość języka w mowie i piśmie), pomoc przy zakupie samochodu, negocjacja cen, sprawdzenie stanu technicznego i wizualnego samochodu (czujnik lakieru), sprawdzenie kompletu dokumentów, załatwienie spraw urzędowych (tablice, wymeldowanie pojazdu, zakup ubezpieczenia)”. Żadnej umowy, rzecz jasna, nie podpisujemy. Wszystko odbywa się „na gębę”. To, że w Polsce przewożenie osób bez uprzedniego wydania im biletu jest zabronione i surowo karane, zwykłym amatorom takich usług nie przeszkadza, a więc nam też nie. Cena za wyjazd to 500 zł, niezależnie od tego, czy wybiera się jedna osoba, czy dwie. Większość firm, z którymi rozmawialiśmy, żądała więcej. Punkt dla pana Romka. Jak się okazało, niemal dwugodzinne opóźnienie na starcie to też nie do końca wina organizatorów. 500 zł piechotą nie chodzi, więc do ostatniej chwili czekali na dwóch pasażerów dosiadających się w Krakowie. Nic to, przecież w końcu jedziemy. I mamy wrażenie, że kierowca – pan Marek – to ta sama osoba, z którą rozmawialiśmy, ale nie dobiliśmy targu ze względu na Berlin. Auto (VW Caravelle) też się zgadza. Czyżby od piątku aż tak bardzo pozmieniały mu się plany? Rozmyślania przerywa nam jednak nieco nonszalancki styl jazdy Marka. Pisanie SMS-ów w trakcie jazdy, puszczanie kierownicy przy 120 km/h (trzeba telefon podłączyć, bo z tego wszystkiego pada bateria), niezapięte pasy... I śmiesznie, i straszno. Nikt nie mówi niczego na temat celu wycieczki ani przewidywanej godziny dojazdu. Po prostu ruszamy i jedziemy, a pan Romek wyjmuje poduszkę i układa się do snu. Fachowiec – wie, że trzeba się wyspać. Zajmujemy się więc poznawaniem współtowarzyszy podróży i przy okazji bacznie obserwujemy Marka. Ten skupił się na jeździe i nie wysyła już SMS-ów. Oprócz nas i organizatorów na pokładzie siedzą cztery osoby: Piotr, Paweł, Mateusz i Tadeusz. Dwaj pierwsi jadą po Audi A3 TDI, wiozą ze sobą jakieś 3000 euro. Mówią wprost, że nie znają się na silnikach, ale liczą na pomoc pana Romka, bo przecież na czytali pozytywne komentarze. Jest gwarancja, że każdy wróci własnym autem – cieszą się chłopcy. Tadeusz i Mateusz to chyba bliska rodzina. Nie mówią, jaki mają budżet, ale wspominają o Audi A4 B7 TDI. Poprzedni wóz pana Tadeusza (A4 TDI) okazał się nieco za szybki i ciężko było nadążyć z płaceniem mandatów. Przed trzecią nad ranem docieramy do Zgorzelca. Auto się tankuje, my idziemy na papierosa, lecz nagle zza naszych pleców wyrasta pan Romek i z pewną nieśmiałością pyta, czy przypadkiem nie moglibyśmy się już teraz rozliczyć za wyjazd. Jak to – myślimy sobie – nigdzie jeszcze nie dojechaliśmy, nic nie kupiliśmy, a już mamy płacić? No, bo jakieś euro bym sobie wymienił – tłumaczy Romek. Nie mamy wyjścia. Wypłacamy z bankomatu 500 zł i ruszamy dalej. Po 10 minutach od przekroczenia granicy zatrzymuje nas patrol niemieckiej drogówki. Rutynowa kontrola: świecenie latarką po oczach, pobieżne sprawdzenie schowków, rzut oka na dowody osobiste. Ponieważ nikt z nas nie jest poszukiwany listem gończym, możemy ruszać dalej. Całe zdarzenie działa na pasażerów orzeźwiająco, zaczynamy rozmawiać. Sprawdzali, czy przemyt Rumunów nie leci – żartują Piotr z Pawłem. A Tadeusz z Mateuszem opowiadają, jak to swego czasu kupowali A4 TDI i kombinowali z zaniżeniem wartości. Wiadomo, akcyza dla aut o pojemności ponad 2000 ccm jest bardzo wysoka... Do Norymbergi docieramy rano o 7:30. Na początek – ku naszemu zaskoczeniu – kierujemy się jednak nie w stronę komisów, ale do miejscowego wydziału komunikacji. Tam odbiera nas zaufany człowiek Romka, zbiera nasze dowody osobiste i znika w środku. Urząd jest czynny tylko do 12:30, a my już będziemy w komisach – tłumaczy Marek. A tak od razu dostaniecie tablice i ubezpieczenie. Gdy potem trafi się auto, nie będziecie musieli czekać do jutra, aż znów otworzą wydział, tylko pojedziecie prosto do domu. Mniej przyjemnie robi się, gdy nasz dobroczyńca z torbą pełną tablic wywozowych wychodzi z urzędu. 110 euro poproszę – mówi. Sporo, pół roku temu za takie same blachy zapłaciliśmy w Berlinie nieco ponad 70. Z jednej strony trudno odmówić naszym organizatorom dobrych chęci, z drugiej – zastanawiamy się, skąd tak duża różnica w cenie. I jeszcze jedno: odtąd uczestnicy wyjazdu są już pod wielką presją, by wrócić na kołach. Dotąd wydali już po 1000 zł, głupio wracać bez niczego. Tadeusz martwi się, co zrobi z tablicami, jak nie kupi auta, ale nie dostaje odpowiedzi. Organizatorzy snują za to opowieść o tym, że kiedyś Niemcy to dopiero było eldorado. Zakładało się w zasadzie dowolne tablice, dane mogły być nawet na pana z budki – wzdycha Marek. Foto: ACZ / Auto Świat Biuro właśnie otwarto! Bułgarzy i Rumuni Rozpoczynamy tour po norymberskich komisach. Najpierw czekają na nas dość eleganckie przybytki (czyt. „nieprzypominające typowego śmietnika”), ale żaden z uczestników wyprawy nie znajduje niczego interesującego. Piotr i Paweł są zszokowani wysokimi cenami, myśleli, że w Niemczech jest taniej. Tadeusz z Mateuszem pokazują wydruki z – tam znaleźli mnóstwo „A4-ek” w założonym budżecie, a tu ani widu ani słychu. My dłużej zawieszamy oko tylko na dość ładnym BMW E46, ale okazuje się, że to wersja 320i/ 170 KM, a więc z silnikiem R6 o pojemności l. Odpada ze względu na akcyzę. Szybki spacer po przyległych komisach też nie przynosi rezultatów. W jednym z nich na widok auta z polskimi tablicami elegancko ubrany Arab krzyczy przez pół placu: „Dzień dobry, ku**a!”. Romek z Markiem podejmują zaskakującą decyzję: jedziemy do Monachium. Zbliża się południe, a tu kolejne 160 km do pokonania! Norymberga to przecież duże miasto i na pewno moglibyśmy zostać dłużej. Czyżby organizatorzy nie mieli dobrze rozpracowanych adresów? A bo tu, w Norymberdze, sami Rumuni i Bułgarzy się kręcą, oni tu całe rodziny nasprowadzali, te komisy to straszny śmietnik – Romek z Markiem rozwiewają jednak nasze wątpliwości. W stolicy Bawarii meldujemy się dość późno, po uczestnikach wycieczki widać pierwsze oznaki niezadowolenia. Głównie siedzimy w aucie, a mieliśmy po komisach chodzić – martwią się Piotr z Pawłem. Zajeżdżamy na ulicę Bodenseestrasse, przy której mieszczą się place prowadzone głównie przez Niemców arabskiego i tureckiego pochodzenia. Teren jest duży, więc grupa się rozdziela i zaczynamy poszukiwania. Odnotowujemy fakt, że Roman – zamiast nam doradzać – chwilowo rozsiadł się przed budką z frytkami. Tadeusz z Mateuszem wypatrzyli Seata Leona TDI/140 KM z 2005 r. z przebiegiem ok. 170 tys. km. Cena? Niecałe 5000 euro. Szybkie oględziny i nasi przewodnicy, widząc chwilę słabości Mateusza, wydają werdykt: kupować! Po chwili bierzemy do ręki papiery szarego Leona i robi nam się smutno. Pierwszy właściciel: wypożyczalnia Europcar. Kod silnika: BKD. Czyli nagminne problemy z pękającymi głowicami i nietrwałymi pompowtryskiwaczami. Przy zimnym rozruchu Leon dymi na szarobiało – pierwszy objaw niesprawnej głowicy... Mamy nadzieję, że Mateusz jednak dojechał do domu. Dlaczego nasi fachowcy pozwolili klientowi kupić auto z dużym przebiegiem, silnikiem bardzo wysokiego ryzyka i na dodatek dymiące na biało? Niewiedza czy chęć pozbycia się balastu? To prawda, z zewnątrz auto prezentuje się ładnie i nadal może się podobać, ale naszym zdaniem to zbyt mało. Książka serwisowa jest – cieszy się Roman, no a poza tym to chyba TDI... (!!). Lekko zestresowani całym zamieszaniem kontynuujemy obchód komisów, w jednym z nich trafiamy nawet na interesujące nas auto – Audi A4 B6 TDI quattro – ale pojazd okazuje się złomem, na dodatek sprowadzonym z Włoch. Niedziałające podnośniki i urwana podsufitka (handlarz spieszy wyjaśnić, że we Włoszech świeci słońce i podsufitka oderwała się od gorąca) to i tak nic wobec ogólnego zużycia. Coraz bardziej rozczarowani i poirytowani ruszamy w dalszą drogę. Organizatorzy dostali cynk, że w położonym nieopodal komisie stoi Audi A4 B7 TDI z 2006 r. za 7300 euro – coś dla Tadeusza. Na miejscu okazuje się, że rzeczona „A4-ka” faktycznie jest godna uwagi. Nasi przewodnicy wyjmują czujnik lakieru. Na lewym boku Audi ma brzydko zrobioną zaprawkę (szpachla), ale szkoda nie była duża. Przebieg 195 tys. km potwierdza (najpewniej autentyczna) książka serwisowa. Wady? Audi naprawiano głównie w sieci tanich serwisów a ostatnią wymianę napędu rozrządu przeprowadzono w Stambule (!). Właściciel komisu wyjaśnia, że autem jeździł jego rodak, a rozrząd wymienił przy okazji spędzania urlopu w rodzinnych stronach. Markowi i Romkowi udaje się stargować cenę o 150 euro, choć negocjacje łatwe nie są. Koniec końców Tadeusz płaci 7150 euro, zakłada tablice i szykuje się do drogi powrotnej. W ostatniej chwili Marek wykazuje się przytomnością umysłu i sprawdza, czy numer nadwozia z dowodu rejestracyjnego zgadza z tym, co wybito na nadwoziu „A4-ki”. Jest OK, ale to nie koniec przygód pana Tadeusza, bo nagle Marek dochodzi do wniosku, że skoro ojciec z synem kupili już drugie auto, to organizatorom należy się kolejne 500 zł. Mówiąc oględnie, drobny zgrzyt. Ostatecznie do kieszeni Marka trafia 300 zł i Tadeusz z synem odjeżdżają w kierunku polskiej granicy. Tymczasem Romek ma dla nas dobre wieści, bo w miejscowości Rosenheim (60 km w stronę granicy z Austrią) zlokalizował Audi A4 TDI quattro dla nas i „A3-kę”, idealną dla chłopaków. Po drodze kierownik wycieczki utwierdza nas w przekonaniu, że TDI to dobry wybór. To Audi ma 250 tys. km przejechane i drobną wgniotkę na tylnej klapie, ale te auta się dobrze trzymają, zwłaszcza TDI. Jak takie do kraju przywoziłem, to nawet nie cofałem licznika – przyznaje z rozbrajającą szczerością. Gdy dojeżdżamy do Rosenheim, zaczyna zmierzchać, ale to nie problem, pędzimy obejrzeć „A3-kę”. Niestety, Piotr i Paweł szybko przekonują się, że przynajmniej na tym wyjeździe Romek nie ma dobrej ręki. Auto jest całe poorane kluczem (gwoździem), a z tyłu ma jedną lampę od wersji przed-, a drugą – od poliftingowej. Rzutem na taśmę wpadamy jeszcze do komisu oferującego „A4-kę”, ale na widok poobijanego i pordzewiałego rzęcha ulatniamy się jeszcze szybciej, niż się zjawiliśmy. Pora na nocleg, ale humory uczestników wycieczki są dalekie od ideału. My się jako tako trzymamy, bo co prawda auta dla znajomego nie znaleźliśmy, ale widzieliśmy i słyszeliśmy już wiele ciekawego. Za to Piotr z Pawłem w zasadzie pozbyli się złudzeń i są gotowi zrezygnować z Audi A3 TDI na rzecz czegokolwiek, co jako tako będzie się nadawało do jazdy. Głupio stracić niemal 1000 zł, który do tej pory zainwestowali... Za nocleg w hotelu wskazanym przez Romka zapłaciliśmy 25 euro od osoby, w sumie niewiele. Rano zaczynamy objazd komisów położonych w Rosenheim. Romek z Markiem wożą nas po smutnych placach przypominających złomowiska. Organizatorzy wykazują nieco więcej zaangażowania, ale to w sumie nic dziwnego – mają jeszcze swoje biznesy do załatwienia i wciąż czterech marudzących klientów na głowie. Oglądamy VW Golfa IV TDI z ładnym wnętrzem i przednimi nadkolami przeżartymi na wylot. One wszystkie tak mają – tłumaczą przewodnicy. W jednym z komisów na słońcu wygrzewa się grupka ciemnoskórych mężczyzn. Patrzcie, jakie sk**ńskie nieroby – czujny jak zawsze Marek nie szczędzi dobrego słowa. W krzakach, nieco na uboczu stoi srebrny Seat Ibiza II. Wiadomo o nim tyle, że mieści się w budżecie Piotra i Pawła (2500 euro), ma uszkodzenia po gradzie, silnik TDI o mocy 75 KM (nie podano pojemności) i jest zapuszczony jak nieszczęście. Romek zapewne zdaje sobie sprawę, że to nieudana wersja TDI, ale początkowo próbuje odwrócić uwagę chłopców: Może to TDI? Był też taki silnik SDI, bez turbiny – zachęca. Fachowcy patrzą na zardzewiały układ hamulcowy. Ja to bym w jeden dzień ogarnął, drucianą szczotką rdzę zdjął, a potem polakierował zaciski i bębny, np. na zielono. Zawsze tak robię. Grad? Marek nie widzi problemu. Wgniotki się wyciągnie, przepoleruje i lakier będzie jak nowy – słysząc to, Piotr z Pawłem zaczynają się łamać. Wreszcie pojawia się właściciel komisu, wyjmuje z teczki ogromny pęk kluczyków samochodowych, wynajduje właściwy i wpuszcza nas do środka. Odpalamy silnik, trzycylindrowe TDI chodzi jak sieczkarnia, na dodatek na cyferblacie widnieje przebieg 202 000 km, świecą się niemal wszystkie możliwe kontrolki, więc Piotr odpuszcza. Foto: ACZ / Auto Świat Fachowiec przy pracy Auto znajdujemy sobie sami Jedziemy do Dachau, gdyż w jednym z tamtejszych komisów zlokalizowaliśmy (my, nie organizatorzy!) rokujące BMW serii 3 E46 z 2004 r. Cena 4300 euro jest nieco niższa od średniej, ale ryzykujemy. Na miejscu okazuje się, że trzeba czekać na właściciela, więc dokładnie oglądamy „beemkę” z zewnątrz. Tu wgniotka, tam ryska, na drzwiach kierowcy niewielki rdzawy purchel, ale mamy wrażenie, że coś z tego będzie. Nikt tu niczego nie picował, auto jak jeździło, tak trafiło do komisu. Romek wyjmuje czujnik i oznajmia, że malowany był lewy tylny błotnik, coś też było kombinowane przy drzwiach. Gdy się oddala, wyciągamy własny miernik. Romek się nie pomylił, naprawiano te elementy, o których wspomniał. Jego uwadze uszły natomiast drobne wgniecenia na dachu (grad?). Gdy pojawia się właściciel komisu, oglądamy wnętrze. Pytam Marka, czemu szyberdach się nie otwiera do końca. To tak jest w tym modelu, wszystkie E46 tak mają – oznajmia z miną eksperta. Ekspert nie wie, niestety, że wina leży po stronie rolety przeciwsłonecznej – wystarczy wsunąć ją z powrotem w prowadnice i gotowe, dach otwiera się do końca. Cud! Wnętrze naszej „trójki” wygląda adekwatnie do przebiegu (220 tys. km potwierdzone wydrukami z TÜV-u i wyglądającą autentycznie książką serwisową) i jest nieźle wyposażone, brakuje w zasadzie tylko lepszych foteli, ale wszystkiego mieć nie można. Za naszą sugestią Romek pyta sprzedawcę o czerwone tablice, tzw. komisowe. Są na miejscu, więc możemy odbyć jazdę próbną. W aucie nic nie puka ani nie stuka, dynamika jest akceptowalna, więc jesteśmy prawie zdecydowani. Komisant nie chce za bardzo negocjować ceny, bo twierdzi, że nasi przewodnicy dzwonili do niego i powiedzieli, że zgodzą się na 4200 euro. Kiepsko, jesteśmy pewni, że jeszcze ze stówkę byśmy urwali. W międzyczasie Piotr z Pawłem biorą na cel stojącego w tym samym komisie VW Golfa IV GTI z przebiegiem 200 tys. km. Auto leży w ich zasięgu finansowym i wyraźnie im się podoba. Czarny lakier, co prawda tu i ówdzie podrapany i zniszczony ręką lakiernika kowala, najwyraźniej wywiera na nich wrażenie, do tego duże alufelgi z nowymi (chińskimi) oponami. Marek z Romkiem mówią, że co prawda coś tam było blacharsko kombinowane, ale raczej nic poważnego... No i silnik T/150 KM – niezłe osiągi gwarantowane. Chłopcy, zmęczeni poszukiwaniami, dobijają targu, montują tablice i ruszają w drogę. Epilog. Po rozwiązaniu drobnych problemów finansowych – okazało się, że przekroczyliśmy dzienny limit wypłat na karcie – ruszamy „beemką” w stronę Zgorzelca. Romek z Markiem co prawda oferowali pożyczkę, ale uprzejmie podziękowaliśmy. Cieszymy się, że w końcu odjechali załatwiać swoje sprawy. Wieziemy za to ze sobą dowód osobisty jednego z chłopaków. Piotr był tak roztrzęsiony podczas podpisywania umowy, że zostawił dokumenty w komisowej kserokopiarce. Dzięki temu zbiegowi okoliczności po kilku dniach spotykamy się ponownie. Dowiadujemy się, że w drodze do Polski Golf „wypił” cały olej i zawiadomił o awarii silnika. Już na miejscu okazało się, że ubytek środka smarnego to wina uszczelniacza wału. Niestety, wyszło też na jaw, że auto miało poważną kolizję, a podłoga bagażnika była spawana. Gdzie były oczy naszych ekspertów? Foto: ACZ / Auto Świat Szczęśliwy właściciel i jego „trójka”
system kategoryzacji autokarów w niemczech